Aktualności

Ultramaraton i maraton

W dniach 16-19 lipca br. odbył się Dolnośląski Festiwal Biegów Górskich.  Na starcie ultramaratonu o długości 240km stanął nasz kolega Jan Marian Wróblewski, a w Złotym Maratonie - 43 km - wystartował Marek Magiera.

Pogoda podczas trwania imprezy nie rozpieszczała uczestników. Było bardzo gorąco. Dało się to we znaki wielu uczestnikom imprezy. Na starcie najdłuzszego 240 km biegu stanął Jan Wróblewski, dla którego start w ultramaratonie górskim był wielką niewiadomą. Janek z czasem minimalnie ponad 23 godziny dobiegł do 130km. Rozsądek powiedział, że nie ma szans na dalszą walkę na trasie. W sobotę 18.07 w Złotym Maratonie wystartował Marek Magiera, który pokonał tę trudną trasę. Poniżej ich relacje. 

Upalny maraton górski
- relacja Marka Magiery ze Złotego Maratonu (43km i 1730 m przewyższenia)

W trakcie pobytu z Basią w Lądku Zdroju zdecydowałem się wystartować w tzw: Złotym Maratonie w ramach Dolnośląskiego Festiwalu Biegów Górskich. Wystartowaliśmy w sobotę 18.07. o godz.11:00, słońce grzało już niemiłosiernie, było duszno. Pierwszy etap to góra Trojak i Borówkowa. Oczywiście pobiegłem za szybko, tak jakbym startował na dystansie półmaratonu. Zemściło się to na mnie okrutnie, bo już na punkcie żywieniowym w Złotym Stoku miałem wrażenie, że słońce wytopiło ze mnie całą energię, nie mogłem się zmusić do dalszego biegu. Na 28 km.pod górę Jawornik złapał mnie pierwszy skurcz, dokulałem się jednak do kolejnego punktu odżywczego w Orłowcu tj:33 km, chwila odpoczynku, polewanie wodą, owoce, izotoniki i dalej w drogę. Jestem na 39 km, zbieram się do zbiegu do Lądka Zdroju a tu kolejny potężny skurcz w lewej nodze, nie mogę się ruszyć, żeli więcej żołądek nie przyjmuje. Robię się nerwowy, czy zmieszczę się w limicie czasu, jeden z biegaczy podaje mi izotonik i po chwili skurcz ustępuje, ruszam naprzód. Ostatnie 4 km przebiegłem najszybciej z całego biegu. Na mecie jestem przed limitem czasu. Moja Basia czekała na mnie cały czas i mocno mnie dopingowała, a na mecie powiedziała, że wyglądałem na mocno zmordowanego i tak też się czułem. Mój pierwszy maraton górski w tych warunkach dużo mnie kosztował ale satysfakcja i doświadczenie bezcenne.


Gratuluje wszystkim którzy startowali na różnych dystansach, zwłaszcza Dorotce Łabie i Jankowi Wróblewskiemu za bieg w takich warunkach na nie wyobrażalnym dla mnie dystansie.
Z tego co pamiętam to wystartowało w maratonie górskim ok. 230 zawodników, a sklasyfikowano na mecie 140. Mój czas to 6h52:53, miejsce w OPEN 127, w kat.50-8 miejsce.

 Bieg i trasa z mojej perspektywy
relacja Janka Wróblewskiego z Biegu 7 Szczytów (240km i 7630m przewyższenia)

16.07.2015 z samego rana zapowiadał się pięknie. Zaplanowany wyjazd 8:00, a pobudka punkt 6-ta. Czas gdy się człowiek spieszy pędzi niesamowicie szybko... . Lądek Zdrój był osiągnięty przed samym południem( był piękny upalny czwartek ponad 30'c). Przygotowania były na pełnych obrotach (woda, odżywki, witaminy,i dużo jedzonka na trasę przygotowane przez moją Ulusię, bym nie był głodny).

Godzina 18:00 i strzał poszli;(zawodnicy/zawodniczki) na trasy: 130 i 240 km... .Troszkę asfaltu a potem tylko w górę i w dół.... .  Pierwszy punkt kontrolny i zarazem odżywczy był chwilkę po 9-kilometrze. Biegłem spokojnie miarowo pilnowałem tętna i techniki by "nóg nie pogubić". Szybkie picie -uzupełnianie płynów i dalej w drogę... .Kolejne kilometry przesuwały mnie w górę klasyfikacji generalnej, aż znalazłem się nawet na 6-tej lokacie tuż u podejścia na Śnieżnika ! Picie, jedzenie (woda, cola, arbuzy, ciasteczka, bułki, rodzynki, pomarańcze itp...
Az ciężko było ruszyć w dalszą trasę... . Po 32-im kilometrze pełna noc zapadła i cały czas przebijania się z lampką na głowie przez błoto, powalone drzewa i ciągle od nowa. Biegliśmy wężykiem i byle do przodu(spokojnie bez szarpania- tak marszo-biegiem).

Była piękna noc-ciepło,przyjemnie, wiał wiatr w plecy nic dodać nic ująć ... .  Kilometry jeden po drugim, i już kolejna baza po 64 kilometrze. A tam czekali na mnie ULUSIA I TOMEK oraz wierna sunia : AJLA. Uzupełniłem płyny, jedzonko,lekki masażyk i dalej w drogę.
Już świtało i ten śpiew ptaków, szum lasu... . Pięknie wstające słoneczko, które pobudza do życia (niezbędne dla żyjących na naszej planecie Ziemi). Biegnąc kolejne kilometry po trawie (w przyjemnej porannej rosie. Nie nudziłem się (wiele kilometrów spędziłem z wieloma osobami). Gdy biegłem sam, a były takie momenty: spędzałem czas na modlitwie i śpiewie, patrzyłem na piękno które było i otaczało mnie dookoła. Nie myślałem o upływającym czasie. Napawałem się widokiem: sarn, jeleni, zajęcy,wiewiórek, psów i kotów oraz wielu owadów i pełzających gadów. Było dla mnie tu i teraz... . Chwilę po 9-tej upragniony punkt z ciepłą strawą (81 kilometr - Jagodna). Gorący rosołek i pyszne pierożki z jagodami-supr doznania po wielu godzinach biegu. Przyjemna kąpiel pod natryskiem, przebrałem się po pełnym relaksie i na trasę. Kije w dłoni i każdy krok-sama przyjemność. Na trasie liczne podbiegi oraz łagodne i niebezpieczne zbiegi. Z kijami wcześniejszy trening dał pożądany efekt.
Dzień cudowny, temperatura rosła z godziny na godzinę....

Na 90-tym kilometrze spotkałem Jacka z którym wspólnie pokonywaliśmy kolejne kilometry... .
100-tka po Czeskiej stronie i to zimne piwko i ten smak wyjątkowy w miłym towarzystwie.
Temperatura była ponad 30'C, w słońcu ponad 40-ści. Szukanie leśnego cienia-pełne ukojenie. I już 112 kilometr!!! Super polana, druga kąpiel zaliczona. Ukojenie dla całego ciała. Kilka minut i w drogę. Nasza współpraca z Jackiem z Łodzi naprawdę super.
Jeszcze nie wiedziałem co się kroji... . Skwar na polu był coraz większy. Pokonywaliśmy kolejne kilometry trasy i widzimy domostwa. Wpadliśmy na pomysł uzupełnienie wody i to było to!!! Na ok.120km spotkaliśmy na wpół przytomnego Marka, któremu brakło wody już na 10 kilometrów przed kolejnym punktem odżywczym. Wtedy już wiedziałem dlaczego BÓG wskazał mi tę drogę w życiu a nie inną. Bez wahania przekazałem mu bidon i zaczęliśmy go holować z Moniką i Jackiem przez ok.1,5godziny. Dotarliśmy do pobliskiego sklepu w którym kolega ponowny raz zasłab, więc zadzwoniłem po pogotowie. Nie można narażać nikogo na utratę życia i zdrowia... .Pogotowie było w kilkanaście minut i zabrało naszego kolegę.
Ruszyliśmy dalej na pełnym luzie i bez wzgledu na czas cieszymy się ,że wykonaliśmy misję. Byliśmy szczęśliwi że mogliśmy podać pomocną dłoń... . Chwilkę po 17-tej dotarliśmy lużnym truchcikiem do 130 kilometa.
Wtedy wiedzieliśmy, że na dziś trzeba się zatrzymać, bo jutro tez jest dzień a my mamy dla kogo żyć...

Co do trasy to piękna i malownicza. Oznaczenia były ale czasami w nieczytelnych miejscach. Taki obszar ciężko ogarnąć logistycznie, zawodnicy często zostają sami sobie. Brak monitorowania trasy, po polskiej stronie nie uprzątnięte konary drzew. W Czechach bez śladu utrudnień i skutków nawałnic na trasie i im należą się gratulację. Biuro zawodów okej, BEZ ZASTRZEŻEŃ. Na punktach niczego nie brakowało i ta atmosfera. Impreza udana i zaliczona z uśmiechem na twarzy. Wielkie uznania dla AGATY która miała problemy na trasie i kilka dodatkowych kilometrów WIELKIE GRATULACJĘ!!!!!!!!!!!!!!
GRATULUJĘ WSZYSTKIM KTÓRZY STANELI NA STARCIE FESTIWALU BIEGOWEGO W LĄDKU ZDRÓJ I ZAKOŃCZYLI GDZIEŚ NA TRASIE SWOJA PRZYGODĘ Z GÓRAMI. WIELKIE GRATULACJĘ. WIELKIE DZIĘKI ZA CAŁĄ ORGANIZACJĘ TAKIEGO MEGA FESTIWALU (WOLONTARIUSZY I WSZYSTKICH ZAANGAŻOWANYCH).

Dlaczego pobiegłem 240km... (wybrane fragmenty Janka z FB)

"Wszystko rozpoczęło się tak naprawdę 3 tygodnie temu, tuż po I Otwartych Mistrzostwach Bielska Białej w Biegach Górskich. Gdyby ktoś powiedział mi wtedy bym pobiegł jakiś ultra- to odpowiedziałbym, że chyba zwariował. Ale jak to w życiu i w piosence : "...wszystko się może zdarzyć..." Spotkałem pewną osobę z którą nawiązałem współpracę i miałem jej pomóc w przebiegnięciu 240 km. Opłaciłem startowe i zaryzykowałem, a "ona" się wycofała z naszej współpracy... Tak to już jest!"

Janek biegł dla Mai Czarneckiej

"Niespełna 2 tygodnie przed startem- podjąłem z moją Ulusią decyzję, że "pobiegniemy" - to specjalnie dla Majki Czarneckiej"

 

 

Janek wycofał się otatecznie po 130 kilometrze. Dla niego był to pierwszy ultramaraton. Zapewne doświadczenie bezcenne. 

ZAPRASZAMY!