Zawody

Zgrany Tandem 110 - relacja Basi i Marka

Międzynarodowy bieg ultra w Brennej „Górska pętla UBS 12:12”, był dla nas amatorów bardzo wyjątkowy. Pierwszy start w górskim biegu, w takiej formule /pary/ na takim dystansie i w takim czasie /12godzin/ był dla nas dużym wyzwaniem. Zachęcamy do przeczytania relacji naszych biegaczy z UBS. Emocje udzieliły się nam już w sobotę od wczesnego rana. Brenna przywitała nas wietrzna i zachmurzona. Szybko ulokowaliśmy się w hotelu i sprawnie dokonaliśmy rejestracji w Biurze Zawodów. Miłe koleżanki z Ultra Beskid Sport z uśmiechem i życzeniami dobrego startu wręczyły nam pakiety startowe. Na odprawie uczestników biegu, było widać koncentrację ale również rosnące emocje przed biegiem. Na krótko przed startem, zapadła decyzja, ja startuję pierwszy i zmieniamy się z Basią po przebiegnięciu kolejnej pętli. W tym czasie zaczęło solidnie padać i wiać, uczestnicy oczekiwali na start w zadaszonej strefie zmian. Padła komenda „przygotować się do startu”,wyszliśmy na linię startu i po chwili ruszyliśmy wszyscy w strugach deszczu ku biegowej przygodzie. Z pierwszej pętli pamiętam napisy na asfalcie, które zwłaszcza po wielu godzinach biegu nabrały swojej autentycznej wymowy: „jeszcze trochę”; „dawaj”; „ty nie dasz rady?” oraz szczodry deszcz, mocny wiatr i grad na Starym Groniu . Na dole w strefie zmian czekała już Basia, przybiła piąteczkę i wystartowała. Z jej relacji wynikało, że biegło się jej dobrze, nawet niebo było dla niej łaskawe, bo tak nie zmokła jak ja i przybiegła pętlę w dobrym amatorskim czasie. Kolejna zmiana, czyli nasza 3 pętla okazała się dla mnie zdecydowanie trudniejsza. Brak doświadczenia w takich biegach oraz emocje spowodowały, że nie zadbałem o konkretny posiłek, a bufet był tak dobrze zaopatrzony…..!!! Same suplementy nie wystarczyły i przy wspinaniu się na grań poczułem skurcze w nogach i odezwała się niedoleczona kontuzja,ból w krzyżach. Grań pokonałem lekkim truchtem prawie „szurając nogami”. Przy zbieganiu było jeszcze gorzej, dobiegłem do strefy zmian, przybiłem Basi kolejną piątkę i w duchu pomyślałem jak sobie poradzi…..do tej pory nie przebiegła dystansu dłuższego niż 20 km. Wystartowała z uśmiechem na twarzy, ja w tym czasie w końcu rzuciłem się na jedzenie !!! Postawiłem na makaron…był pyszny!!! Poszedłem po repetę i ustawiłem się w kolejce do masażysty. Po świetnym masażu ból zmalał a skurcze ustąpiły. W międzyczasie kolega Sebastian z żoną Grażynką i Marek przyjechali nas dopingować. Marek zaawansowany biegacz dał mi kilka cennych wskazówek. Razem z nimi czekałem na Basię, było już ciemno… gdy nagle wpadła do strefy zmian, uśmiechnięta, rześka jakby wróciła z wycieczki bez oznak zmęczenia. Zrobiliśmy przerwę, Basia była szczęśliwa, zadowolona, że przebiegła drugą pętlę. Na grani dołączył do niej Jarek z nr startowym 48…wesoły, dowcipny przy którym czas pokonania pętli w zapadających ciemnościach szybko jej upłynął. Po krótkim odpoczynku wybiegłem na kolejną pętlę…jeszcze nigdy nie biegłem w nocy….. na trasie było nieźle, nawet dobrze mi się biegło. Na grani widać było oddalające i zbliżające się światełka, nie byłem sam, inni też biegli. Odebrałem telefon od Marka… pytał gdzie jestem i czy daję rade…poinformował mnie na którym jesteśmy miejscu. Biegłem dalej… niestety znowu odezwała się kontuzja, odczuwałem coraz większy ból. Kolejny telefon od Marka … proponuje wspólne pokonanie następnej pętli – chciał mnie zmotywować, byłem tym gestem poruszony – jednak rozsądek podpowiedział NIE, czułem że muszę odpuścić. Ostrożnie zbiegając podziwiałem już tylko jak w ciemnościach, mijali mnie biegacze w tempie budzącym mój podziw. Na dole w biurze zawodów zgłosiłem koniec naszego udziału w biegu. W pokoju czekała na mnie uśmiechnięta Basia, z dobrym słowem i kolacją. Nasz udział w zawodach uznaliśmy za bardzo udany. Do późnej nocy zmęczeni ale szczęśliwi przeżywaliśmy nasze zmagania na górskiej pętli. Zawody były świetne!!! Organizatorzy wykonali olbrzymią pracę, byli zgranym zespołem, życzliwie udzielali informacji, zabezpieczali w tak trudnych warunkach całą trasę, dbali o zaopatrzenie bufetu w ciepłe posiłki i napoje. Od wielu uczestników usłyszeliśmy pochwały pod ich adresem. Marek i Basia Magiera   [przyp. redakcji: Basia i Marek (team o nazwie Tandem 110) wspólnie pokonali ok 60 km i ok 3000 m w pionie, w czasie 8 godzin 29 minut 14 sekund.  Zajęli 10 miejsce w klasyfikacji MIX. Gratulujemy!]