Zawody

132km w czasie 11:30 - relacja Piotra

Pasjonująca relacja z Górskiej Pętli UBS 12:12 zwycięskiego teamu Fake Runners. Trochę o strategii biegu,  trochę o wrażeniach z trasy, trochę o organizacji. Piotr Biernawski o swoich wrażeniach z Brennej. Dziękujemy za wspaniałą walkę. Gratulujemy zwycięstwa!       Górska Pętla UBS 12:12 15.03.2014 Brenna Brenna i 12-sto godzinny bieg :) postawiliśmy na sztafetę (choć możliwe że gdybyśmy startowali za rok to spróbujemy zmierzyć sie z solo :)) i baliśmy się tego okrutnie - żaden z nas - ani ja, ani Huzior [przyp. red. partner w zespole Fake Runners] w życiu nie przebiegliśmy więcej niż 40km - z czego ja taki dystans po górach zrobiłem dwa razy a Huzior raz... tydzień wcześniej :) do Brennej przyjechaliśmy z taką ilością rzeczy jak na 2 tygodniowe wakacje na lodowcu. Do tego wzięliśmy naszego ogarniętego kumpla, który robił za managera - i teraz z perspektywy czasu wiem jaki był to olbrzymi dla nas plus - ktoś kto na każdej zmianie ma nasze potrzebne rzeczy, ma komplet informacji, wie o czasach, stratach, tempach. Ktoś kto jest buforem informacji miedzy mną a Huziorem - bez takiej osoby w tego typu biegu na pewno nie zdecyduje się od tej pory startować.;) Na bieg mieliśmy strategię biec w ścisłym czubie od początku, a jak nadarzy się okazja to nawet na prowadzeniu - stwierdziliśmy bowiem że szkoda na starcie się oszczędzać, skoro po 30-tym kilometrze i tak będziemy słabi i tam już na pewno nie nadrobimy, tam będziemy walczyć o przeżycie, więc jak robić robotę to od razu :) pierwsze kółko poleciałem ja - zmiany zaplanowaliśmy bez kombinacji co kółko, a ja, bo uznaliśmy że mam większe doświadczenie (hahaha :)) i jakby co to ja będę tym który zrobi jedno kółko więcej. Po starcie tempo raczej dość wysokie, bo poniżej 4:00. Ja kapkę zaczynam odstawać od pary Kuba Glacjar/Bartek Czyż – no ale przecież to dopiero początek, nie wiem kto jest kto, ale zakładam, że nikt na solo nie będzie biegał w tempie 3:50 ;) po 1km mój wewnętrzny diabełek każe docisnąć i doskakuje chłopaków – a tu zamiast rywalizacji pogaduszki :) nie było wolno, ale dość wesoło i na pewno nie nudno. Na stromych Bartek trochę odstaje, z kolei na zbiegu dokłada Kuba – po 1 kółku na zmianie jestem za nim naście metrów, ale psycha mi mówi że z tak dobrze zbiegającym zespołem nie wygramy ;) mimo to na następnej zmianie to Huzior przybiega już pierwszy, a ja czując krew (Boże, na drugim kółku ? Eh, głupota nie boli :)) biegnę naprawdę mocno, robię lepszy czas niż na 1-wszym i z tego co patrzyłem najlepszy czas okrążenia w ogóle. Dominiak_Barbara_Foto No i tu już robi się powoli nasza niewielka przewaga. Choć ja już czuje lekkie zmęczenie i o dziwo zaczynają mnie pobolewać uda, ale to na 100-we przez zbiegi które jak na swoje umiejętności robię powyżej przeciętnej (WIELKIE znaczenie ma tez wybór butów, miały być duramo które są pierońsko szybkie, ale w końcu wybrałem questraile które są... cieple :D ale okazało się że – mimo ze trasa ma dużo asfaltów, a questraile ich nienawidzą – wybór był rewelacyjny, bo te buty maja świetną amortyzację i zbiegi po kamieniach i generalnych nierównościach przyjmowały na klatę... na podeszwę bez zająknięcia, jakbym bieg po asfalcie ;)) na następnej zmianie dostaje info ze za duże zmiany za nami, Kuba ma problemy z nogami, a za nas wskoczyli Tomek i Mateusz. Tu już do końca była bardzo ciężka walka, bo chłopaki nie odpuszczali, na dodatek – choć niewiele, to jednak trochę Huzior tracił na swoich rundach, i był moment ze zbliżyli się do nas na 8 minut. W każdym razie 3-cie kolko – z tego co pamiętam 3-cie ;) - to była jakaś masakra dla mnie – pojadłem więcej coś przed nim, i po starcie, dosłownie 100 metrów złapała mnie kolka. I cholera trzymała do 3-cigo kilometra – tam już zaczynało robić się pod gore więc puściła, a ja zacząłem dokręcać żeby nadrobić stracone sekundy, albo po 3km nawet minuty. 3-cie kółko robię jeszcze w czasie poniżej 1 godziny :) 4 moje kolko to powtórka z 3-go, ale już bez kolki, tempo już niestety trochę siada, strome miejsce na zakręcie już podchodzę częściowo, czas 1:02 i na szczęście 2 minuty wkładam Mateuszowi. Tomek natomiast do tej pory goniący Huziora na następnym kołku tez już zalicza stratę 2 minut i zaczynamy powoli robić już nastominutowa przewagę – jest dobrze, choć pewności nie mamy żadnej nadal – jesteśmy zmęczeni (na szczęście rywale tez :D), nie wiemy ile jeszcze uda nam się przebiec, a najbardziej boimy się tego ze bardziej doświadczeni rywale dopiero teraz zaczyna dokręcać :) na 5 okrążeniu mam totalny kryzys – asfalty robię dość szybko, zresztą o ile ich nie lubię, to czasem trenuje podbiegi asfaltowe i na tej trasie to jest moje mocne miejsce, ale potem na grani tempo porównując do początkowych kółek jest żałosne – było po 4:30 a jest po 5:30 i więcej. Ale tragedia przychodzi na zbiegu, dostaje lekkich kurczy (mimo to nie zażywam jeszcze potasu, ale wciągam już – pierwszy dziś – żel), ale naprawdę to co zaczęło to bóle kolana – zbiegi robię już utykając, lewe kolano kompletnie nie daje rady. Zaciskam zęby i jakoś kicam, nawet kogoś wyprzedzam, na płytach wydłużam krok i trochę puszczam, udaje się zrobić 1:06 – na zmianie team bardzo zadowolony, to mimo wszystko nadal jest dobry czas i następne 3 minuty przewagi :) ale w sumie 10 kolko które poleciał Huzior jest kluczowe dla wyścigu – czy Tomek jest w stanie nadgonić, czy będziemy walczyć do ostatniego 11-kółka, czy może w ogóle na nie nie wbiegniemy ? Ja byłem w takim stanie ze już się poddałem – powiedziałem nie biegnę dalej i basta. Ale manager Marcin mnie podźwignął na duchu i zaplanowaliśmy że jak przyleci Huzior to ja startuje i to mocno, żeby odebrać wolę walki Mateuszowi :) a jak dobrze to rozegramy a Huzior nie straci to jest prawdopodobne ze Mateusz nie wybiegnie już na 11 kolko a ja po prostu wrócę po tych 2km 11 pętli i staniemy na 10 :) plan wprowadziliśmy w życie, z tym ze okazało się dla odmiany że to Tomek miał jakiś straszny kryzys i zrobił takie straty że już było po wyścigu. Ale ja o tym nie wiedziałem i biegłem, i biegłem, i biegłem :) telefon dostałem na 3.5 km żebym wracał – pytam czy chłopaki zakończyli – nie, jeszcze nie, ale Tomka jeszcze nie ma na zmianie – to zadzwońcie jak będzie, póki co truchtam dalej ;) na 5.5 km dostałem info że chłopaki skończyli, ale myślę sobie 5.5 km i będę wracał ? To już przeczłapię ostatnie kolko. O dziwo biegło mi się dobrze, wolniej ale lepiej niż kółko piąte. Na zbiegach już schodziłem (kolana) ale całą resztę starałem się nadal biec. Na mecie 1:14, zrobione 11 kolek, zwycięstwo radość :) na mecie czeka tym razem większa liczba osób, jakoś więcej zdjęć, jakoś inne humory, jakoś tak weselej, ciśnienie już wszystkim zeszło. Dochodzi to mnie ze przebiegłem 72 km, w sumie zrobiliśmy 132km w czasie 11:30 :) do pokoju w hotelu ledwo dochodzę, a wtajemniczeni wiedza ze jak zasiadłem na dole to ciężko już mi było się stamtąd ruszyć ;) Świetna impreza, świetne bieganie, świetne towarzystwo, świetna organizacja, może tylko pogoda mogla być łaskawsza, ale z drugiej strony to marzec, a i takie zawody na dłużej się zapamięta – nie co dzień biega się w zacinającym poziomo gradzie, prawda ? :)   autor Piotr Biernawski, zdjęcie Barbara Dominiak --- Gratulacje! Dziękujemy za wspaniałą relację.