Aktualności

To było mega wyzwanie. 160km w nogach.

Zachęcamy do przeczytania, krótkiej relacji naszej koleżanki, która wraz z przyjaciółkami wyruszyła "biegowo" na Mały Szlak Beskidzki.

- - -

Już od dłuższego czasu planowałam przebiec Mały Szlak Beskidzki i sprawdzić się na jeszcze dłuższym dystansie niż wszystkie przebiegnięte dotychczas (około 14 ultramaratonów w tym najdłuższy liczył 108km).

Wraz z dwoma ultraskami wyruszyłyśmy o północy z 22 na 23 października 2020 aby wg. planu skończyć w sobotę przed zmrokiem. Ponieważ szlak zaczyna się na szczycie góry Luboń Wielki musimy się na niego dostać zielonym bądź niebieskim szlakiem od Rabki Zdrój i już to powoduje, że kilometraż jest większy niż podaje mapa.

Bieg na takim dystansie to delikatnie mówiąc szok dla organizmu i musimy tu być przygotowani nie tylko fizycznie i psychicznie (brak snu, zmęczenie ogólne, wyczerpanie, spadki energii, omamy, walka z bólem) ale i żywieniowo, co okazało się po biegu moją najsłabszą stroną.

Musimy też wiedzieć, że spotkamy na trasie różne zwierzęta, które niekoniecznie pragną naszego towarzystwa a las to ich teren i dom. Podczas naszego biegu w nocy udało nam się spotkać jelenia oraz dzika a o świcie po drugiej nocy niedźwiedzicę z małym. Musimy zwrócić szczególną uwagę na terenach Rezerwatu Madohora (Rejon Łamanej Skały), bo tam jest większe prawdopodobieństwo spotkania niedźwiedzia.

 od lewej: Sylwia Bondarczuk, Marta Długosz, Basia Kałuża

W naszym przypadku była konieczność zejścia ze szlaku czerwonego na żółty ale bezpieczeństwo było tu najważniejsze. W razie konieczności należy spokojnym krokiem oddalić się i zejść zwierzęciu z drogi.

Trasa Małego Szlaku Beskidzkiego prowadzi nas nie tylko po górach i lasach ale też polach, łąkach i wsiach oraz miasteczkach. Szlak czerwony w niektórych miejscach jest słabo oznaczony i będzie nam potrzebna nie tylko mapa, ale też dostęp do internetu z odpowiedniej aplikacji, aby ustalić naszą lokalizację względem szlaku. 

Kilkukrotnie w nocy błądziłyśmy po polach nie wiedząc, w którą stronę się kierować również z powodu braku zasięgu telefonicznego.

Po drugiej nocy i kryzysie zmęczeniowym postanowiłyśmy, że udamy się na półtoragodzinną drzemkę i z nowymi siłami ruszyłyśmy na szlak. Na metę w Straconce (Szlak można pokonać w jedną lub drugą stronę) wbiegłyśmy ok. godz.18 tej w sobotę pokonując 160km.

Udało się pokonać własny strach, ból i słabości, a na mecie powitały nas nasze rodziny i przyjaciele.

 

Wzruszenie było ogromne.
MSB zapamiętamy jako jedną z naszych życiowych przygód.

opisała: Sylwia Bondarczuk (HANKA)

 

GRATULUJEMY!!!!