Aktualności

Marek - Szczęśliwy ultramaratończyk

Startowałem w Festiwalu Biegowym w Krynicy czwarty raz, ale tym razem odważyłem się biec ultramaraton na dystansie 64 km. W tym roku zmieniono trasę i moim zdaniem słusznie, bo wiem wyznaczono start w Rytrze z metą na deptaku w Krynicy, gdzie mogli na nas czekać najbliżsi i kibice. Taki doping na mecie był dla mnie wspaniałą rekompensatą za wszystkie trudy tego biegu.

 

Marek przed startem - nastawienie bojowe

 

Początek to jednak odcinek trasy z Rytra przez Halę Przehyba (1173m), Radziejową (1262m), Wielki Rogacz do Piwnicznej Zdroju, gdzie był dla nas przygotowany pierwszy „przepak”. Tą część trasy (30 km) pokonałem spokojnie w czasie 04:41:31 delektując się po drodze pięknymi widokami. Kolejny etap to trasa prowadząca z Piwnicznej do hotelu pod Małą Wierchomlą, gdzie na 41 km przygotowany był drugi „przepak”. Na tym odcinku w okolicach 35 i 36 km odczułem pierwszy kryzys i napięcie mięśniowe w nogach z obawą, że zaraz dopadnie mnie skurcz. Jak dobrze, że zabrałem kije, które bardzo mi pomogły. W tym miejscu podziękuję Adamowi Pitasowi, Jankowi Wróblewskiemu, Sebastianowi Zajączkowskiemu oraz innym biegowym przyjaciołom za dobre rady.

Wspomniane „przepaki” to oczywiście nie tylko możliwość przebrania ale również punkt żywieniowy. Muszę stwierdzić pewien minus dla organizatorów, że przy tak długim dystansie 100 i 64 km na żadnym punkcie żywieniowym nie było ciepłego posiłku, choćby tylko makaronu w jakiejkolwiek postaci, zapchałem się słodkimi bułkami i tyle. Wody, izotoników i owoców było dość. Od Małej Wierchomli czekała nas wspinaczka praktycznie pod kolejką na samą górę a potem ostry zbieg do Szczawnika, tu moje nogi dostały w kość.

 

Kolejny odcinek to lekko wznoszące się podejście do Bacówki nad Wierchomlą (887m), które pokonałem w miarę równym tempem. W Bacówce zjadłem kolejną słodką bułkę i wypiłem dwie gorące herbaty. Czułem się dobrze, wiedziałem, że jest to 52 km, nie jest źle, zostało tylko 12 km do mety, mam rezerwę czasu, około 3 godz, będzie dobrze. Do Runku (1080m) było jeszcze spoko, ale już od Krzyżowej (812m) w dół zaczęła się jazda, od skurczu do skurczu. Nie wiem jeszcze gdzie popełniłem błąd w suplementacji, muszę to przedyskutować z doświadczonymi ultrasami, lekarzem..., nie chcę tę całą sytuację zwalać też na zmęczenie, bo pisząc tą relację czuję się świetnie i o dziwo nie mam żadnych zakwasów. Ponadto tak jeszcze nie było, żebym ostatnie 4 km pokonywał przez prawie godzinę. Rezerwa czasu topniała z minuty na minutę.

 

na zdjęciu: Basia Magiera, która dopingowała Marka

 

Nie mogę powiedzieć mijało mnie sporo biegaczy, którzy ratowali mnie różnymi maściami, czekoladą i tabletkami ale chyba na nogi postawiła mnie moja Basia, która przez telefon krótko rzuciła „,dajesz, dajesz!”, a po kolejnej chwili dorzuciła „dasz radę”. Skurcze jakby ustąpiły, pomału zbiegam z góry w oddali słyszę głos spikera i nagle widzę moją Basię, która wyszła mi naprzeciw, jakby skrzydła mi wyrosły, nie czułem żadnego bólu, nogi niosły mnie prosto do mety, łezka pojawiła się w oku i myśl w głowie, że jednak warto w bólu, trudzie i znoju pokonać swoje słabości, by na mecie odczuć olbrzymią satysfakcję z pokonania tego dystansu i otrzymać potem tylu ciepłych słów od rodziny, przyjaciół i znajomych.

 

Szczęśliwy ultramaratończyk - Marek Magiera

 

Oczywiście uważam, że największym bohaterem tegorocznego Festiwalu Biegowego w Krynicy Zdroju został nasz kolega Jarek Gniewek, który był naprawdę Wielki ale wiem, że również inni nasi koledzy z UBS jak Dawid Then i Józef Sztefko wypadli w swoich biegach bardzo dobrze.

 

Reasumując trasa biegu była bardzo wymagająca, widokowa i poprowadzona w urozmaiconym terenie oraz kusząca do powrotu. A może kiedyś przebiegnę 100 !!!

 

Marek Magiera

 

Wyniki: Ultramaraton 64km, Krynica, 12 września 2015

--

Marku! Gratulujemy